Część 9
Czy rak jest czasem szansą, czy tylko dupkiem?
Odkąd sam dołączyłem do tego stowarzyszenia, spotkałem się z różnymi przemyśleniami osób dotkniętych chorobą. Wiele osób mówi o tym, że diagnoza "obudziła ich".
Niektórzy nawet wywrócili swoje życie do góry nogami!
Zakończyłeś i rozpocząłeś związki, zmieniłeś pracę lub przeprowadziłeś się. Może odkryłeś podróże, w końcu odważyłeś się polecieć balonem na ogrzane powietrze lub zostałeś nauczycielem jogi.
Niektórzy ludzie naprawdę działają mi na nerwy, ponieważ jedzą tylko rzodkiewki z amarantusem, internalizują małe powiedzenia mindfulness i biegają po świecie z uśmiechem... ale szczerze mówiąc, może po prostu zazdroszczę tak dużej samokontroli, której mi całkowicie brakuje...
Jestem również jedną z tych osób, które doświadczyły raka jako szansy.
Czas się zatrzymać
Po pierwszym głębokim upadku z wielkim strachem i wieloma łzami, nie można było już odepchnąć trzęsącego się życia. Po ostrym leczeniu i jego dolinach, stałem tam jak mokry pudel bez planu, gdzie poszedł mój mały koszyk. Gdzie jest moje miejsce? Jak chcę dalej żyć?
Miałem głębokie przeczucie, że jeśli teraz się nie otrząsnę i nie uporządkuję swojego życia, to "zostanę pokonany", jak mawiała babcia. Tak więc, po raz pierwszy w moim życiu, ten czas stał się czasem zatrzymania. Korona odegrała swoją rolę. Nie tylko ja się zatrzymałem, cały świat stanął w miejscu, tylko z innymi myślami.
Zawsze galopowałem przez życie, nie biorąc oddechu i nie słuchając symptomów, które moje ciało wysyłało mi przez długi czas. Teraz po raz pierwszy poczułam, że mogę się zatrzymać. "Jeśli teraz zachoruję na raka, wszyscy to zrozumieją" - pomyślałam.
Co za szaleństwo. Ponieważ tak naprawdę nie chodziło o innych, ale tylko o mnie. Przyjęłam na siebie rolę "silnej kobiety" i postawiłam sobie za zadanie ją wypełnić. Ale to kolejny długi temat. My ludzie i nasze role, zwłaszcza my kobiety i nasze role... (zapraszam do dalszych przemyśleń!).
Diagnoza była więc dla mnie prawdziwą szansą. Powtarzałem to wiele razy, nigdy nie pozwoliłbym sobie na zatrzymanie się i zmianę rzeczy w ten sposób, gdybym nie stanął w obliczu mojego życia jako mokry pudel.
Jak właściwie wygląda ta zmiana?
Pierwszą rzeczą, którą zaakceptowałem, była długa przerwa. Po tym, jak zmęczenie rzuciło mnie na kolana, wylądowałem na długim zwolnieniu lekarskim. Przez pierwsze kilka tygodni za każdym razem pytałem mojego lekarza: "Jak długo to potrwa?". W pewnym momencie przestałem - co za krok w kierunku zaakceptowania mojej nowej tożsamości! To było prawie terapeutyczne, pozwolono mi być słabym bez perspektywy, kiedy będę w stanie ponownie funkcjonować. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie będę funkcjonował tak jak kiedyś i nie chciałem tego!
Z tym uczuciem w żołądku pani Pudel wróciła na swoje miejsce.
Poszedłem na odwyk po raz drugi i rozpocząłem reintegrację. Zmniejszyłem liczbę godzin pracy, robiłem świadome przerwy i ponownie rozłożyłem matę do jogi. Nauczyłem się mówić "nie" od czasu do czasu i byłem zdumiony prostą postawą "w porządku" osób wokół mnie.
Zacząłem angażować się w samopomoc i dzielić się swoją historią, aby zachęcić innych.
Zacząłem pisać tego bloga. Kupiłem dżinsy o rozmiar większe i postanowiłem cieszyć się każdym dniem. Wyrwać się z tego "na szczęście tydzień wkrótce się skończy, ...jesteśmy na wakacjach, ...nadchodzi lato i tak dalej". Dzień jest prawie zawsze taki, jakim go uczynimy!
Oczywiście nie jestem teraz uśmiechniętym pudlem każdego dnia i to dobrze, bo to też trochę normalności. Ciągłe bycie wdzięcznym byłoby na dłuższą metę trochę męczące...
Nie ma PRAWA ani ZŁA
Ale co z tymi, którzy słysząc słowa takie jak moje, myślą, że muszą albo coś złamać, albo coś zepsuć?
Po pierwsze, wszyscy jesteśmy różnymi osobowościami z różną historią i różnymi schorzeniami. To, że wszyscy chorujemy na raka, nie oznacza, że wszyscy jesteśmy tacy sami!
Myślę też, że może to zależeć od tego, ile musimy i możemy znieść.
Nie wiem, jak poradziłbym sobie ze stadium, które jest uważane za nieuleczalne. Nie wiem też, czy ma się tyle samo siły, gdy wszystko zaczyna się od nowa, bo pojawia się kolejna diagnoza.
Czuję, że to wielka niesprawiedliwość, gdy ludzie walczyli z leczeniem, terapią i strachem, rozwijają nowe perspektywy na życie, spełniają swoje marzenia, są dla innych, a potem grunt spod ich stóp i serc jest wyrywany ponownie i jeszcze bardziej rażąco. To sprawia, że jestem naprawdę bezradny i zły, gdy umierają towarzysze.
Wtedy rak jest po prostu dupkiem.
A jednak w naszej społeczności są ludzie, którzy również to akceptują, którzy najlepiej wykorzystują tę sytuację życiową. Spotkałem takich ludzi... na odwyku, w naszej grupie samopomocy i za pośrednictwem platform internetowych.
Podjęli wyzwanie, co innego im pozostało? Żyją, cieszą się, potykają i znów wstają. To, czy doświadczają swojej choroby jako dupka, czy jako szansy, jest, jak sądzę, bardzo różne.
Ostatecznie nie ma prawo lub zła. Jedni jedzą amarantus, inni wiśnie szwarcwaldzkie. Jedni wywracają wszystko do góry nogami, inni chcą jak najszybciej wrócić do dawnego życia.
Niektórzy spadają na ziemię, a inni uczą się latać. A może jedno i drugie?
W końcu wszyscy jedziemy na tym samym wózku, a jednak każdy jest sobą.
Tak, rak to dupek! Ale bez niego nigdy nie dotarłbym do miejsca, w którym jestem teraz. Nie poznałabym ludzi, którzy są dla mnie naprawdę dobrzy. Potrafię cieszyć się z małych rzeczy, które kiedyś uważałam za oczywiste... Każdego dnia cieszę się z mojego psa, który jest ze mną od dwóch lat i jest najlepszym terapeutą... Oczywiście jestem bardzo podekscytowana i niespokojna, gdy zbliżają się egzaminy. Ale w dni "pomiędzy" są wszelkie powody, by żyć dobrze i być szczęśliwym...
Dziękuję za piękny blog...
Świetnie napisane! Od razu się w nim odnalazłem. Moja pierwsza myśl, kiedy powiedziano mi, że potrzebuję poważnej operacji, brzmiała: "Dzik, w końcu mogę spać". Totalne szaleństwo. A odpuszczanie stało się jednym z moich najważniejszych tematów.
Mega napisane - dziękuję za świetny blog😀
DZIĘKUJĘ! Wciąż jestem na etapie zastanawiania się, co robić dalej.... Zdaję sobie jednak sprawę, że koło może się obracać beze mnie! Dobrze jest przeczytać, że inni mieli podobne doświadczenia i że "nie przestawaj" niekoniecznie jest najlepszą opcją! W każdym razie bardzo odnalazłam się w Twoim tekście!
Dziękuję za te słowa! Dokładnie tego dziś potrzebowałam.