Część 19
Cześć wszystkim i witamy ponownie!
Z powrotem w mojej głowie, w moim sercu i w moim żołądku...
Minęło kilka tygodni, odkąd tu pisałem, jakoś dużo się działo i nie było miejsca na pisanie.
Nie pamiętam wszystkiego, ale Corona i wypełnienie korzeni były wliczone w cenę, tyle pamiętam.
Ale teraz jestem tutaj, we Friedrichskoog, na kuracji matka-dziecko, i mam czas dla ciebie i dla siebie.
Spójrz, gdzie siedzę!
Dzięki niewielkiemu przestawieniu mebli mam teraz przestrzeń do pisania jak Hemingway!
Najlepsze warunki do zapisania na papierze tego, co chodzi mi po głowie, a być może także i tobie.
Czy Święta Bożego Narodzenia wyglądają inaczej po chorobie nowotworowej i z nią?
Zacznę od początku... Boże Narodzenie zawsze było dla mnie czymś wyjątkowym, uwielbiam wspomnienia świąt z dzieciństwa, kiedy rodzina była jeszcze w komplecie, a te same rytuały były zawsze pielęgnowane i kultywowane.
Kiedy zostałam mamą, w pewnym sensie wślizgnęłam się w szeregi świątecznych elfów, a teraz robię wszystko, co w mojej mocy, aby Boże Narodzenie było świętem, które moje dzieci będą miło wspominać. Dla nas oznacza to duży stół z nieskomplikowanym jedzeniem, małe dzieci z czerwonymi policzkami i duże, które czasami chowają się we wszechświecie swoich kapturów, a teraz oznacza to przede wszystkim, że klan znów jest razem, przynajmniej prawie, od czasu do czasu ktoś jest na drugim końcu świata.... jak w tym roku, Joy, będzie nam ciebie brakować.
Jemy i pijemy, dyskutujemy i śmiejemy się, bawimy się i przytulamy.
To wyczerpujące i piękne.
I jest inaczej.
Inaczej niż kilka lat temu.
Dopóki nie zachorowałem na raka, najbardziej emocjonalną częścią Bożego Narodzenia była dla mnie "Cicha noc" w kościele i głośne organy. Zawsze myślałem o moich rodzicach, a zwłaszcza o świętach Bożego Narodzenia z dzieciństwa, ze wszystkimi ludźmi, których już tu nie ma.
Od 2020 roku Boże Narodzenie jest dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowe niż wcześniej. To gigantyczny słoik z dżemem, jeden dla mnie i każdego, kto tam jest. Wszystkie chwile, które zabieram ze sobą w nowy rok, trafiają do tego słoika, trochę jak Fryderyk, zbieram czerwone policzki, uściski, ciepłe uczucie w żołądku i solidarność.
I jeśli mam być szczery, myślę o tym, że te chwile nie mogą być brane za pewnik i że nikt nie wie, ile z nich wciąż jest w moim kołczanie lub w kołczanie moich bliskich.
Czy w momencie postawienia diagnozy również miałeś na myśli te pytania?
Czy dożyję pierwszego wnuka?
Jak syn radzi sobie w szkole?
Jak córka sprowadza swoją pierwszą miłość do domu?
A nawet następne Boże Narodzenie? Albo za dziesięć lat?
Słyszałem te pytania w mojej głowie i czułem je w moim sercu i cóż mogę powiedzieć... nadal nie mam na nie odpowiedzi!
Być może strach zmalał, a zaufanie wzrosło.
Ale przede wszystkim wzrosło pragnienie cieszenia się tu i teraz. cieszyć się tu i teraz.
"Przeżyjmy - jeśli nie teraz, to kiedy?".
Dla mnie oznacza to, że nie wszystko musi być idealne, poinsecja może być przyklejona do nieumytych okien, a raclette nie musi być wstępnie ugotowane.
Wciąż nie mam w domu Sekretnego Mikołaja i prawdopodobnie nie wyślę też w tym roku żadnej kartki świątecznej.
Zamiast tego będę dużo patrzył w kominek i jadł za dużo domino.
W związku z tym... ciesz się okresem świątecznym, niezależnie od tego, jak wygląda on w Twoim przypadku.
Idź do kościoła lub na minigolfa.
Śpiewaj kolędy lub słuchaj płyt.
Zjedz gulasz z dziczyzny lub wegańskie letnie bułeczki.
Być z mamą lub na Majorce.
Daje dużo albo nic.
Jedz pierniki lub rozpocznij dietę.
Rób to, co czujesz.
"Jeśli nie teraz, to kiedy?"
Jeśli mnie szukasz... jestem gdzieś tutaj i ćwiczę!
Mały spoiler, zdecydowanie doświadczam mojego pierwszego wnuka! ⭐️
Z poważaniem, Katrin
Komentarze