Nadszedł więc czas... zakładam własnego bloga.
Już wiele lat temu miałem przeczucie, że chciałbym pisać.
Moje życie jako mamy miało tak wiele historii do opowiedzenia, że czułam, że mogłabym zapełnić całą książkę. Ale tego nie zrobiłam.
Rak musiał być pierwszy...
Ale najpierw najważniejsze.
Kim jestem i dlaczego chcę pisać tutaj dla wszystkich zainteresowanych?
Nazywam się Katrin, mam 46 lat, jestem matką sześciorga dzieci, pedagogiem, mężatką ze wspaniałym mężem, posiadaczką psa i kierowcą kampera.
W moim życiu rzadko wszystko szło prosto.
Moi rodzice zmarli o wiele za wcześnie, zostałam matką po raz pierwszy w raczej nieplanowany, a jednak całkowicie zamierzony sposób, moje pierwsze małżeństwo trwało dziesięć lat i troje dzieci. Poznałam mojego obecnego męża, zakochałam się po uszy - on też - na szczęście i wskoczyłam na głęboką wodę. Wbrew wielu oporom i zastrzeżeniom ze strony innych, rozpoczęliśmy rodzinną przygodę. Oprócz naszej własnej czwórki dzieci, mieliśmy razem jeszcze dwójkę, pobraliśmy się i uzupełniliśmy naszą rodzinę o dwa równie nieplanowane (kto jest zaskoczony??) psy.
Zawsze było coś do zrobienia, maszerowałem przez życie. "Siadaj - mam robotę do zrobienia!"
Jeśli coś mnie bolało, brałem tabletkę i szedłem dalej. W końcu zawsze byłem gdzieś potrzebny... w rodzinie, z przyjaciółmi czy w pracy.
Często słyszałem zdanie: "Jak ty zawsze dajesz radę to wszystko robić - ja nigdy nie dałbym rady!".
Moje odczucie brzmiało: "Co mi pozostało?".
Mniej więcej wtedy, gdy byłam w ciąży z moją córką, zauważyłam na mojej nodze znamię, które się zmieniło.
"Powinienem pójść do lekarza" - pomyślałem i wróciłem do robienia czegoś innego.
Krótko przed Bożym Narodzeniem 2019 r. rozmawiałam o tym z moją koleżanką, a ona szybko umówiła mnie online na wizytę u swojego dermatologa.
Dziękuję Ilka...może uratowałaś mi życie...
Data miała być 12 marca 2020 roku, o godzinie 12.20. Nie zdziw się, jestem pewien, że każdy, kto ma raka, pamięta tę datę dokładnie, podobnie jak pogodę w tym dniu i to, co jadłeś, zanim zachorowałeś, jak nigdy wcześniej w życiu...
Świętowałem Boże Narodzenie, wkroczyłem w nowy rok pełen optymizmu i oglądałem wiadomości z powoli rosnącą krzywą niepokoju, nie mogąc sobie wyobrazić, co "korona" zrobi nam wszystkim.
Nawet przez chwilę rozważałem odwołanie wizyty u dermatologa, gdy gabinet poprosił mnie o przełożenie niepilnych wizyt. Całe Niemcy były na najlepszej drodze do pierwszej blokady koronawirusa.
Jednak mój mąż nalegał, abym odeszła.
Tak więc 12 marca, w czwartek, pojechałam do przychodni. Wcześniej pracowałem i musiałem być w przedszkolu o 15:00, aby odebrać córkę. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Godzinę później leżałem na stole operacyjnym z drżącymi rękami i glukozą w ustach i wiedziałem, że mam raka.
Komentarze