Część 17
Znowu tu jest!
Witajcie moi drodzy, miło sobie wyobrazić, jak kontynuujecie czytanie tutaj....
Podróżowałem przez coś, co wydawało mi się połową lata, w rzeczywistości było to sześć tygodni, od Niemiec przez Holandię po Belgię i Francję. Przez jakiś czas podróżowałem przez Bretanię, a następnie do miejsca mojej tęsknoty.
Tam spotkaliśmy niektóre z naszych starszych dzieci i nowych przyjaciół.
W przeciwieństwie do deszczowych Niemiec, pogoda była w większości wspaniała i naprawdę skończył mi się krem do opalania.
Ten czas był wspaniały, ale też pełen wyzwań.
Moje maleństwo wyruszyło już poobijane, a od jakiegoś czasu tu i ówdzie widać kilka ran, które mają związek z rakiem, przez długi czas miały na sobie plaster i teraz znowu bolą. A może naprawdę boli po raz pierwszy, ponieważ w pewnym wieku trzeba kategoryzować rzeczy, ponieważ potrzeba więcej języka, aby opisać uczucia...
Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, wciąż waham się między chęcią zamknięcia tego rozdziału w naszej "domowej szufladzie" a wyjściem z nim na zewnątrz.
Do ciebie, do tych, którzy prawdopodobnie doświadczają czegoś podobnego i byliby szczęśliwi, słysząc, że wiele rodzin przechodzi przez te doliny.
I to prowadzi mnie do właściwego tematu...
Media społecznościowe, wielki internet pełen informacji... przekleństwo czy błogosławieństwo?
Opowiem wam trochę o sobie, może sami się przekonacie...
Kiedy otrzymałem diagnozę, i tak nie mogłem spać. Siedziałem więc nocami przed internetem i próbowałem zrozumieć tę całą sprawę z rakiem i znaleźć innych, z którymi mógłbym porozmawiać.
Przez pierwsze kilka dni i nocy odnosiłem umiarkowane sukcesy, czytałem przestarzałe informacje i byłem pewien, że wkrótce skończę.
Zarejestrowałem się na Instagramie (katrinw75) i szybko zdałam sobie sprawę, że nie ma tu żadnych osób z rakiem skóry, znalazłam kobietę z drugiego końca świata i to wszystko.
(Nawiasem mówiąc, od tego czasu wszystko się zmieniło!).
Ale niezliczone kobiety z rakiem piersi dzieliły się swoimi historiami, więc natknęłam się na podcast dwóch kobiet i zdałam sobie sprawę, że znalazłam się tam, niezależnie od rodzaju raka!
W pewnym momencie przeczytałem gdzieś o naszej grupie na Facebooku Diagnoza raka skóry - nie zostawimy Cię samej!Po raz pierwszy skontaktowałem się z Astrid i praktycznie wpadłem w miękkie poduszki samopomocy!
Reszta jest historią, dziś jestem tam moderatorem i angażuję się tu i tam, wiesz co mam na myśli.
Mój krok w świat mediów społecznościowych dla wszystkich rozpoczął się w grudniu 2020 roku, 9 miesięcy po mojej diagnozie... zabawne, zastanawiam się, czy idea "zajścia w ciążę z czymś" ma zastosowanie!
Mój pierwszy post brzmiał: "To był wyjątkowy rok i postanowiłem podzielić się dziś z wami kilkoma rzeczami".
Przeczytało go około 10 osób, a moje życie i radzenie sobie z rakiem stało się widoczne dla wszystkich zainteresowanych.
Wisienką na torcie, że tak powiem, jest ten blog, który istnieje już od ponad roku.
A teraz wracam do tematu "czym się dzielić" i "dlaczego"?
Czasami jest łatwo, wszyscy machają mi przyjaźnie, pogoda jest świetna i słyszę tu i ówdzie zdania, które upewniają mnie, że wszystko jest w porządku.
Czasami jednak zimna woda nagle pryska na moją twarz.
Kiedy ludzie kwestionują fakt, że dzielę się tak wieloma osobistymi uczuciami ze wszystkimi, kiedy ludzie w moim sercu czują, że dzielę się więcej z opinią publiczną niż z nimi.
Spróbuję to wyjaśnić...
Dla mnie pisanie tutaj jest jak ciepły koc, mogę uwolnić to, co wypływa ze mnie na papier lub ekran.
Często widzę wiele rzeczy w innym świetle po ich zapisaniu.
Jest jak pamiętnik, jak przyjaciel, który wrzuca wszystko do torby z ukłonem, nie oceniając tego.
Niektórzy powiedzą teraz, ale dlaczego publicznie?
Pamiętasz moje słowa z góry, moje desperackie poszukiwania innych?
Chcę być tam dla tych, którzy surfują po sieci w nocy i czują się nieszczęśliwi i samotni.
Dzielę się swoją historią, aby nikt nie musiał już być sam.
Dostarczam informacje, aby każdy wiedział, gdzie znaleźć dobre, oparte na dowodach, aktualne informacje.
Chcę, abyś wiedział, że życie może być ciężkie jak tona w jednej chwili i lekkie jak piórko w następnej.
Jeśli chcesz pozostać w kontakcie ze mną i moim nowym życiem, zabiorę cię ze sobą.
Daje mi to możliwość dzielenia się w moich własnych ramach, kiedy jestem na to gotowy.
To prawda, nie robi mi różnicy, czy czyta to mój sąsiad, czy moja córka... każdy może w tym uczestniczyć.
A jednak jest ogromna różnica, ponieważ moja córka odczyta moje wiersze zupełnie inaczej niż jej sąsiadka.
Wiele osób odrywa swoją uwagę w trakcie takiej historii.
To normalne i coraz lepiej to rozumiem.
Ale my, cierpiący, również odrywamy się od zalewu informacji, uzewnętrzniając nasze uczucia, nasze bóle i dolegliwości.
Ponieważ tak naprawdę wszyscy czujemy to samo, chcemy żyć dalej i nie rozmawiać o raku.
Jedyna różnica polega na tym, że co trzy do sześciu miesięcy ktoś ponownie zakłada na nas śmierdzącą kurtkę.
Wybacz nam, jeśli w tym czasie nie zadzwonimy lub nie powiemy "Ty, to znowu ten czas".
Nie chcemy cię wykluczać.
Czasami po prostu nie możemy o tym rozmawiać.
Następnie piszemy.
Na Instagramie, na Facebooku w naszej grupie samopomocy lub na naszym blogu.
Będę nadal to robił i starał się dbać o moich najważniejszych ludzi, utrzymywać równowagę i podejmować dobre decyzje dotyczące tego, co piszę, a czego nie.
Przeczytasz go, być może ci pomoże, być może pojawią się rozmowy lub zapadniesz w ciszę.
Wszyscy jesteśmy inni. Wszyscy mamy "rację".
A to jestem ja.
Wszyscy jesteśmy inni. Wszyscy mamy "rację".
Zapamiętam to zdanie. W mojej pamięci i w moim sercu.