Część 18
To tylko plecy!
Witajcie kochani, melduję się z domu spokojnej starości.
Nie, jestem w domu, ale teraz czuję się tak samo.
Zacznę od początku...
Od miesięcy dręczyły mnie bóle głowy, napięcie, zawroty głowy i, ostatnio, zirytowane ramię. Wyruszyłem więc w naszą podróż, mając nadzieję, że w końcu odpowiednio się zrelaksuję.
Działało to czasami bardziej, a czasami mniej, o czym wiedzą uważni czytelnicy.
W drodze powrotnej myślałem, że ktoś zamknął mnie w betonie z góry, a po tygodniu wróciłem do życia w Herne z pracą, rodziną i upuściłem talerz podczas nakrywania do stołu wieczorem, ponieważ moje ramię zasnęło aż po koniuszki palców. Tak było kilka razy dziennie.
Powiedziałem o tym mojemu fizjoterapeucie.
Zrobił poważną minę i wysłał mnie do ortopedy, "i to szybko".
Odczekałem trzy dni, a następnie wyjechałem.
Trzy zastrzyki, au i recepta później rozpoczęła się moja nowa podróż z samym sobą.
Wiem, że brzmi to bardzo żałośnie, ale i tak to zostawię.
Miałem już rezonans magnetyczny, wiem, że mam wypadnięty dysk w szyi i czekam na wizytę w szpitalu, aby mieć nadzieję, że otrzymam plan stacjonarnej terapii bólu, szybko ją rozpocznę i wkrótce znów będę "dawnym sobą".
Zauważyłeś coś?
Tak, też to zauważyłem... cudownie!
Istnieją podobieństwa do historii raka sprzed trzech lat.
Przynajmniej dopóki nie wróciły wyniki rezonansu magnetycznego, zastanawiałem się, o co to całe zamieszanie.
Nie słuchałam swojego ciała, pracowałam pomimo poważnych objawów i głównie skupiałam się na pytaniu, kiedy będę w stanie ponownie funkcjonować.
Możesz zadać uzasadnione pytanie, co właściwie jest ze mną nie tak?
Mówię ci, bo mam przeczucie...
Mam teraz dużo czasu do namysłu.
Zadałem sobie pytanie, dlaczego ten pieprzony krążek międzykręgowy wykańcza mnie psychicznie? Tak się cieszę, że to tylko dysk, a nie miłe powitanie od raka. Dlaczego więc nie jestem szczęśliwy, radosny i nie dbam o siebie?
Dlaczego mogłem tylko narzekać, marudzić i robić coś małego?
Właściwie to całkiem proste, po raz kolejny czuję, że nie mogę po prostu zacisnąć policzków i wszystko będzie dobrze. Dobry sen, więcej nasion chia, wczesny spacer po lesie i znów jestem zdrowa. Po prostu "stara" ja... bo taka właśnie byłam przed rakiem.
Zdaję sobie sprawę, że po raz kolejny muszę zaakceptować fakt, że nie jestem "starą" sobą, że moje ciało potrzebuje trochę czasu i - co jest jednocześnie miłe i trudne - że świat wciąż się kręci, nawet jeśli nie mam w ręku jednego z wielu wioseł.
Kiedy zastanawiam się przez chwilę, mój umysł krzyczy: "Co do cholery, nie chcę wysiadać, zjechać na pobocze, nie mam na to siły!".
Dokładnie tak się czuję... walizka z supermocami, która leżała pod łóżkiem przez te wszystkie lata, zniknęła.
Zrobił miejsce dla potworów, które uśmiechają się szeroko i mówią: "Tak to już jest, nic nie jest znowu na topie".
Ale jeśli pomyślę o tym chwilę dłużej, moje serce mówi mi, że możemy to zrobić, krok po kroku,
i być może coś takiego musiało się powtórzyć, ponieważ nadal nie słucham swojego ciała.
Dlaczego nie?
Byłem bardzo zdeterminowany, by to zrobić.
Chciałem być dla siebie dobry, dbać o siebie i cieszyć się sobą.
Nie definiuję siebie tylko przez to, jak funkcjonuję.
Prawdopodobnie jeszcze nie skończyłem, plecy musiały mi przypomnieć.
I tak jest jak zawsze, nie jesteśmy tylko plecami, tylko rakiem, tylko naszym dzieciństwem czy tylko naszą rolą.
Wszyscy jesteśmy kolorowym bukietem doświadczeń, umiejętności, potrzeb i zasobów.
Wszyscy jesteśmy wystarczająco!
Ja też.
I jeszcze raz małe przypomnienie:
Czekolada z łyżeczki pomaga!
Postanowiłam też bardziej o siebie zadbać i sprawić sobie przyjemność. Czekolada z łyżeczki działa cudownie 😁
Bardzo ładnie napisane ☺️